Sprawdź aktualną promocję cenową>>>
Recenzje czytelników
Cóż, będę wielbłądem i powiem, że ostatni tomik Twardocha trochę mnie rozczarował, a może po prostu oczekiwałem znowu czegoś wybitnego, w najgorszym razie przynajmniej ostro pod prąd. Pewnie, że „tak jest dobrze”, ale było bardzo dobrze, a nawet wybitnie (Wieczny Grunwald). Wolałem Twardocha antysalonowego, prolustracyjnego, przedsoborowego i germanofilskiego, nawet jeśli się z nim nie zawsze zgadzałem. Tutaj – boje z historią i polską (śląską) tożsamością odeszły na bok (może poza Gerdem), z literatury idei proza Twardocha stała się elegancką, wieloznaczną literaturą „głównonurtową”, która ma urzec, nie wiem, czytelników takiego Murakamiego czy Tokarczuk. Nawet jeśli momentami makabryczna, ostentacyjnie podkreślająca cielesność czy nie stroniąca od fantastyki, proza ta stała się atrakcyjna dla wszystkich – tym manewrem Twardoch zyskuje nowych czytelników, jeszcze nie tracąc starych. Dlatego Andrzej Horubała w Uważam Rze słusznie zauważył, że zbiorek ten wygląda jak spóźniony debiut, a nie jak ósma już książka prozatorska (nie licząc dwóch non-fiction). Owszem, debiut, ale w innej kategorii wagowej.
Obiektywnie patrząc, nie jest źle – warsztatowo zresztą coraz lepiej i coraz mniej papierowo (najbardziej papierowi byli dla mnie bohaterowie Sternberga), ale dotychczasowy target tej prozy, czyli konserwatywni fantaści (fantazjujący konserwatyści) może czuć niedosyt. Otóż, na literackiej mapie Twardoch był sporym objawieniem – nie ograniczającym się do mantry o „złej Europie”, jak Barnim Regalica czy Paweł Kempczyński, którzy, sądząc po reakcjach krytyki, więcej złego niż dobrego uczynili tzw. „prawicowej fantastyce” (reakcji czytelników nie znam). Najważniejszy dotychczasowy przedstawiciel tego nurtu, Rafał Ziemkiewicz, zmienił już, raczej na stałe, literackie zainteresowania. Marcin Wolski ma potencjał, ale jakość przeszła u niego w ilość. Na tym tle Twardoch wydawał się cudownym dzieckiem – Márai, Jünger, Cioran jako literacko-filozoficzne wzorce; a fantastycznej konwencji nie trzymał się kurczowo. Dlatego też sporym zaskoczeniem była dla mnie wieść o ciepłym kąciku w Polityce, tym „periodyku kumpli Urbana” (cytat z recenzji Horubały), i chyba nie tylko dla mnie. Skąd ta przemiana autora Frondy, Arcanów, 44? Wydaje się, że Twardoch nie chce mieć łatki konserwatysty, podobnie zresztą jak łatki fantasty. Osoba, która kurczowo trzyma się swoich poglądów, nieważne jakich, nie rozwija się, więc – nie osiągnie przemiany.
O przemianach różnego rodzaju właściwie traktuje cały zbiorek Tak jest dobrze. Na ile są prawdziwe, na ile fałszywe, na ile moralnie słuszne bądź nie. Przemianę można ukazać bardziej dosłownie, w konwencji fantastycznej (Gerd, Ona płynie w moich żyłach), ale niekoniecznie (Masara, Uderz mnie, właściwie też Kurczyk, gdyby wyciąć finał). Bywa, że uparte stawianie na swoim jest przyczyną kłopotów; wtedy, zamiast się przemienić, bohaterowie poddają się swoim demonom (upór Gerda owocujący wstąpieniem do SS; upór Nikodema z Tak jest dobrze skutkujący rozstaniem z żoną – obaj czynią to właściwie wbrew sobie i na przekór bliskim, pchani lawiną zdarzeń). Przemiana prawdziwa jest autonomiczna, choć często dokonywana wbrew sobie i swoim przyzwyczajeniom (Masara) w przeciwieństwie do fałszywej, nieudanej, wiodącej w ślepą uliczkę, czasem dosłownie demonicznej. Więcej jest przykładów tej drugiej – Gerd, Kurczyk, podstarzały rockman Marek z Masary, zakochany w swoim ego, czy wspomniany Nikodem, choć ten ma jeszcze jakąś szansę poprawy, czy przynajmniej pokuty (czy Spitsbergen, świetnie opisane miejsce akcji utworu, nie jest wtedy też symbolicznym czyśćcem?). Masarę – otyłą, zakompleksioną licealistkę, motywuje do zmiany ciotka, dzięki czemu dziewczyna staje się atrakcyjną business woman; los Kurczyka wywindowanego na salony przez tajemniczą femme fatale wydaje się pozornie czymś podobnym, a okazuje się tylko napompowaniem jego ego po to tylko, by z niego okrutnie zadrwić.
Ogólne waloryzowanie jest czasem dość zaskakujące – Marek stoczył się, bo się „nie sprzedał” i zamiast „chałturzyć dla debilnych programów telewizyjnych”, wolał „być sobą”, co skończyło się życiowym niespełnieniem, nieodniesieniem sukcesu i ogólnym brakiem kasy. Natomiast Masara „się sprzedała”, przestała „być sobą”, ale za to prowadzi świetnie prosperującą firmę. Zaskakujące? Kpiące z gówniarskiej mentalności, według której „bycie sobą” to świętość, nawet jeśli to oznacza całkowitą stagnację i założenie, że jest się super takim, jakim się jest? A może autor próbuje tekstem literackim usprawiedliwić własny angaż do Polityki (przeczuwając kręcenie nosem przez niektórych czytelników, że „to już nie Twardoch”). W każdym razie przytomnie zauważa, że granie coraz to innych ról staje się normalnością, a czasem koniecznością, czy chcemy tego, czy nie (erpegi i portale społecznościowe to tylko przedsmak tego, co nas czeka). Nie jest ważne to, kim jesteśmy, tylko to, kim się stajemy. Czyli – w kogo się przemieniamy. I czy robimy to z własnej woli.
Tak jest dobrze to kolejna książka, która dyskutuje z Linią oporu Dukaja, tyle że problemy trans-sapiens Twardoch rozpatruje nie od strony technologicznej i filozoficznej, tylko, nie wiem, moralnej? duchowej? ludzkiej? Autora wydaje się obecnie bardziej interesować człowiek niż idee i światopoglądy, stąd książka nie była dla mnie tak smacznym kąskiem jak Wieczny Grunwald, Epifania wikarego Trzaski czy Przemienienie. Reszcie świata powinna się jednak spodobać. I okazuje się, że Twardoch potrafi pisać nie tylko o żołnierzach, baronach i agentach bezpieki, ale o życiowych loserach i otyłych nastolatkach gnębionych przez rówieśników.
slavosky.blogspot.com
Szczepan Twardoch to autor ze sporym dorobkiem zarówno pisarskim, jak i dziennikarskim. Jego twórczość zdecydowanie nie daje się zaszufladkować. Pojawiają się w niej elementy obyczajowe, pewna doza horroru oraz fantastyki. To połączenie jest także widoczne w jego najnowszym dziele, zbiorze sześciu opowiadań wydanych pod tytułem „Tak jest dobrze”. Książka otwiera nową serię wydawnictwa Powergraph, „Kontrapunkty”. Z założenia ma ona przybliżyć czytelnikowi prozę polskich autorów wymykającą się schematom. I z pewnością najnowsza książka Twardocha do takowych należy.
Sześć opowiadań łączy ze sobą jedna rzecz – koncentracja na człowieku, jego emocjach i motywacjach. Autor jest wnikliwym obserwatorem zachowań i w zbiorze podejmuje próbę poruszenia jak największej ilości zagadnień związanych z osobowością ludzi. Już na samym wstępie trzeba zauważyć, że nie wszystkie teksty trzymają równie wysoki poziom. Część historii jest zaledwie dobra, ale wystarczająco sprawnie napisana, że, pomimo nie całkiem trafionych pomysłów, czyta się je przyjemnie. Na specjalne wyróżnienie zasługują dwa teksty.Tytułowe „Tak jest dobrze”, w pisaniu którego autor posiłkował się własnymi doświadczeniami zebranymi w podróży na norweski Spitsbergen, ukazuje wędrówkę mężczyzny po pustkowiu. Jego poszukiwanie odosobnienia i próba rozliczenia się z przeszłością jest w stanie zaciekawić czytelnika, a opisy przyrody i krajobrazów wyspy aż zachęcają do rozejrzenia się za dalszymi informacjami o tym miejscu.
Jeszcze większą siłę oddziaływania na czytelnika ma opowiadanie zatytułowane „Masara”. To opowieść o borykaniu się z wyglądem własnego ciała, uczuciem wyobcowania i niezrozumienia. Twardoch w bezpardonowy sposób opisuje nękanie głównej bohaterki i jej myśli. Nic jednak nie może się równać z dobitnym, zaskakującym zakończeniem.
Dobry, przejrzysty i konkretny styl autora umocniony jest przesłaniem utworów. Jednakże przykładowo zbyt duża ilość zwrotów śląskich użyta w pierwszym opowiadaniu może zniechęcić część czytelników. „Ona płynie w moich żyłach” jest bardziej próbą opowiedzenia interesującej historii, zawierającej elementy horroru, niż studium człowieczeństwa. Niebanalna fabuła umożliwia czytelnikowi swobodną interpretację wszystkich tekstów i dłuższe zastanowienie się nad życiem. Autor nie stara się na siłę wprowadzać szczęśliwych zakończeń, dominuje nostalgia i pewien rodzaj smutku oraz żalu, zawodu wobec ludzkości.
„Tak jest dobrze” jako pierwszy tytuł pod szyldem „Kontrapunktów” swoją rolę spełnia wyśmienicie, zwłaszcza jeśli chodzi o jakość wydania. Twarda okładka z interesującym zdjęciem, gruby papier i brak jakichkolwiek błędów korekty umacnia nas we wrażeniu obcowania z literaturą ambitną, wartą poświęcenia naszego czasu i uwagi.
Szczepan Twardoch stworzył zbiór przyjemny w odbiorze pomimo trudnego tematu. Bardzo duża w tym zasługa języka, jakiego używa autor, i jego umiejętności pisania o rzeczach ważnych w sposób bezpośredni, trafiający do czytelnika. Pomimo dużej ilości elementów horroru i niesamowitych zdarzeń, całość jest przede wszystkim dziełem psychologicznym i jako takie powinna być postrzegana. Czas poświęcony książce „Tak jest dobrze” nie powinien dla nikogo okazać się stracony.
Recenzja ukazała się także na portalu gildia.pl, lubimyczytac.pl oraz blogu http://www.radosnastronazycia.blogspot.com/
Poczytaj opis - zamów książkę>>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz