piątek, 7 sierpnia 2015

Zimowe Sny - Evans - Epilog


Epilog

Najcenniejsze nauczki, jakie dostajemy od życia, to często te,
których najbardziej pragniemy uniknąć.

Z dziennika Josepha Jacobsona

W dniu, w którym uzyskałem dyplom ukończenia
college`u, ojciec dał mi niniejszy list:

Mój Drogi Synu,
jestem z Ciebie bardzo dumny. Teraz, kiedy przygotowujesz się do wyruszenia w nową podróż, chciałbym Ci udzielić jednej rady. Nigdy nie zapominaj, że:

Przeciwności losu nie są przeszkodą na drodze życia. Są częścią tej drogi.

Napotkasz wiele przeszkód. Popełnisz wiele błędów. Bądź wdzięczny za każdą z tych rzeczy. Napotkane przeszkody i popełnione błędy będą Twoimi najlepszymi nauczycielami. Błędów możesz uniknąć tylko w jeden sposób - nie robiąc nic, ale to błąd największy z możliwych.

Życiowe trudności jeśli się o to postarasz, staną się Twoimi największymi sprzymierzeńcami. Góry mogą Cię pokonać lub przysłużyć się Twojej chwale, zależnie od tego po której stronie góry postanowisz stać. Historia świata potwierdza, że ludzie wybitni, ci którzy wpłynęli na losy ludzkości, zmagali się z wielkimi trudnościami. I w przeważającej liczbie przypadków to właśnie te trudności we właściwym czasie doprowadziły do ich triumfu.

Wystrzegaj się bycia ofiarą. Brzydź się roszczeń. Żadna z tych postaw
nie jest darem, a raczej klatką, w której nasza dusza jest skazana na potępienie.
Każdy, kto stąpa po tej ziemi, doświadczył niesprawiedliwości. Każdy.....

niedziela, 15 marca 2015

Krowa - brazylijska bajka ludowa

Dotknąć nieba
Epilog

Mędrzec wędrował ze swoim uczniem od wioski do wioski. Pewnego razu ujrzeli małą, walącą się chałupę na kawałku nędznej ziemi.
- Idź do tych biedaków - nakazał Mędrzec. - Idź i zapytaj, czy podzielą się z nami swoim jadłem.
- Ale nam go nie brakuje - powiedział uczeń.
-Czyń, jak Ci każę.
Posłuszny uczeń poszedł do chaty. W drzwiach stanął wieśniak z żoną i siedmiorgiem dzieci. Mieli na sobie brudne, postrzępione ubrania.
- Bądźcie pozdrowieni - powiedział uczeń. - Mój pan i ja jesteśmy w podróży i zgłodnieliśmy. Przyszedłem, aby zapytać, czy możecie nam dać coś do jedzenia.
Rzekł na to wieśniak:
-Jadła mamy niewiele, ale podzielimy się z wami tym, co mamy. .... Żyje nam się ciężko - rzekł chłop. - Ale jakoś dajemy sobie radę. Choć jesteśmy ubodzy, mamy jeden wspaniały skarb.
- Jaki to skarb? - zapytał uczeń.
- Nasza krowa. Daje nam mleko i ser, którym się żywimy, a resztę sprzedajemy na targu. Nie ma tego dużo, ale wystarcza nam, żeby przeżyć.
Uczeń powrócił do mistrza z lichą porcją jedzenia i opowiedział o niedoli wieśniaka i jego rodziny. Mędrzec na to rzekł:
-Cieszy mnie ich hojność, ale smuci wielce ich los. Zanim stąd odejdziemy, mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie.
- Mów, panie.
- Wróć do tej ubogiej chałupy i przyprowadź tu ich krowę.
Uczeń wrócił z krową, zapytał swego pana?
- Co teraz chcesz uczynić z tą krową?
- Widzisz tamto urwisko? Zaprowadź krowę na najwyższą skałę i zepchnij ją w przepaść
- Ależ mistrzu...
- Czyń, jak Ci każę.
Uczeń z ciężkim sercem wypełnił rozkaz swojego pana, a potem udali się w dalszą drogę.
Po wielu latach uczeń wiele razy wracał myślą do biedaka i jego rodziny, czuł wielkie wyrzuty sumienia. Aż pewnego dnia postanowił wrócić i przeprosić za swój czyn. Kiedy przybył w tamto miejsce, na miejscu stał ogromny dom ogrodzony płotem. Przestraszył się, że biedna rodzina została usunięta przez jego czyn. Zapukał do drzwi. Otworzył służący.
- Chciałbym rozmawiać z panem tego domu - powiedział.
- Jak Pan sobie życzy - odparł służący
- Czym mogę służyć? - zapytał uśmiechnięty i dobrze ubrany mężczyzna.
- Proszę mi wybaczyć ciekawość, ale czy mógłby pan powiedzieć, co stało się z rodziną, która kiedyś tu mieszkała.
- Nie wiem, o kim pan mówi - odpowiedział mężczyzna. Moja rodzina mieszka w tym miejscu od trzech pokoleń.
Uczeń zaskoczony kontynuował. - Wiele lat temu przechodziłem tędy i poznałem rodzinę z siedmiorgiem dzieci. Ale oni byli bardzo biedni i mieszkali w nędznej chacie.
- No tak - rzekł mężczyzna. To była moja rodzina. Ale moje dzieci mają teraz własne posiadłości.
- Ale Pan nie jest biedny? Co się stało?
- Bóg wpływa na nasze życie w najróżniejszy sposób. Przez wiele lat mieliśmy małą krowę, która zaspokajała nasze najbardziej niezbędne potrzeby, dawała nam dość, byśmy mogli przeżyć, ale niewiele ponadto. Cierpieliśmy biedę, ale nie oczekiwaliśmy od życia niczego więcej. I pewnego dnia nasze krowa, oddaliła się od domu i spadła z urwiska. Wystraszyliśmy się, że bez niej pomrzemy, więc zaczęliśmy robić wszystko, żeby przeżyć. I wtedy przekonaliśmy się, że mamy większe zdolności i więcej siły niż myśleliśmy, o czym jednak nigdy byśmy się nie dowiedzieli, gdybyśmy nadal polegali na tej krowie. Utrata tej krowy była dla nas prawdziwym błogosławieństwem...

poniedziałek, 9 marca 2015

Pozwól, że ci opowiem... bajki, które nauczyły mnie, jak żyć

Portier w domu publicznym

Nie było w tym miasteczku gorzej płatnej pracy od pracy portiera domu publicznego...
Jednak co innego mógł robić ów człowiek?
Właściwie nigdy nie nauczył się czytać ani pisać, nie znał żadnego fachu i nic innego nigdy nie robił. Tak naprawdę, to było jego miejsce. Portierem był już jego ojciec, a przed nim ojciec ojca, no i teraz on.
Przez dziesiątki lat dom publiczny przechodził z ojca na syna i z portiernią było podobnie.
Kiedy umarł stary właściciel, lokal przejął młody przedsiębiorczy człowiek, pełen pomysłów i zapału. Postanowił zmodernizować przejęty interes.
Odnowił pokoje i chcąc dać nowe wytyczne, zwołał cały personel. Portierowi powiedział:
- Od dzisiaj poza wpuszczaniem gości będziesz robił dla mnie raport z całego tygodnia. Każdego dnia wpiszesz liczbę wchodzących par, a co piątego klienta zapytasz, czy jest zadowolony z obsługi i jakie poprawki wprowadziłby, jeśli chodzi o lokal. Raz w tygodniu przedstawisz mi raport z komentarzami, które uznasz za stosowne.

Portier zatrząsł się ze strachu. Zawsze był chętny do pracy, ale...
- Byłbym zachwycony, gdybym mógł spełnić pańskie wymagania – wyjąkał – ale ja... nie umiem pisać ani czytać.
- Och! Strasznie mi przykro! Musisz jednak zrozumieć, że nie opłaca mi się zatrudniać do tego innej osoby, nie mogę też czekać aż nauczysz się pisać, i w takim razie...
- Ależ niech mnie pan nie zwalnia. Pracowałem tu od zawsze, podobnie jak mój ojciec i dziad...
Właściciel nie pozwolił mu skończyć.
- Posłuchaj, rozumiem cię, ale nic nie mogę dla ciebie zrobić. Oczywiście, dostaniesz odszkodowanie, to znaczy pieniądze, za które będziesz mógł żyć do czasu znalezienia nowej pracy. Przykro mi. Życzę ci szczęścia.
I nie powiedziawszy nic więcej, odwrócił się i poszedł.
Portier poczuł się tak, jakby ziemia zawaliła mu się pod nogami. Nigdy nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. Wrócił do domu po raz pierwszy w życiu bez pracy. I co miał teraz zrobić?
Przypomniał sobie o swoim majsterkowaniu w domu publicznym przy naprawie łóżek czy połamanych nóg od szafy, kiedy to za pomocą młotka i paru gwoździ udawało mu się wykonać jakąś prowizorkę. Pomyślał, że póki nie znajdzie pracy, mógłby się tym zająć.
Przeszukał cały dom w celu znalezienia potrzebnych narzędzi, ale jedyne co znalazł, to kilka zardzewiałych gwoździ i wyszczerbione obcęgi. Potrzebna mu była skrzynka z pełnym kompletem narzędzi, na zakup której przeznaczył część pieniędzy z odszkodowania.
Tuż za rogiem swego domu dowiedział się, że w miasteczku nie było żadnego sklepu, w którym sprzedawano by narzędzia, a najbliższa miejscowość, w której mógłby zrobić zakupy, znajdowała się o dwa dni drogi na mule. „Czy to nie wszystko jedno? I tak nie mam pracy”, pomyślał. I pojechał.
Wrócił z okazałą skrzynką zawierającą komplet narzędzi. Jeszcze nie zdążył ściągnąć butów, a już ktoś zapukał do drzwi. Był to sąsiad.
- Przychodzę zapytać, czy miałbyś, sąsiedzie, młotek do pożyczenia.
- No mam, dopiero co kupiłem, ale jest mi potrzebny do pracy... Właśnie zostałem bez...
- Rozumiem, ale oddałbym skoro świt.
- Dobrze.
Następnego dnia zgodnie z obietnicą sąsiad zapukał do drzwi.
- Widzisz, sąsiedzie, właściwie to jeszcze i dzisiaj byłby mi ten młotek potrzebny. Może byś mi go sprzedał?
- Nie mogę, potrzebuję go do pracy, a do sklepu są dwa dni drogi na mule.
- Zawrzyjmy umowę – rzekł sąsiad. – Zapłacę ci za młotek oraz za dwa dni drogi w jedną i dwa dni drogi w jedną i dwa dni drogi w drugą stronę. Co ty na to?
Układ oznaczał dla niego cztery dni pracy.
Zgodził się.
Po powrocie zastał innego sąsiada czekającego na niego przed domem.
- Witaj, sąsiedzie. Mówią, że to ty sprzedałeś młotek naszemu druhowi.
- Tak...
- Potrzebuję paru narzędzi. Jestem gotów opłacić cztery dni podróży i dać ci małą rekompensatę za każde narzędzie. Wiesz, nie każdy z nas ma cztery dni na zrobienie swoich zakupów.
Były portier otworzył skrzynkę z narzędziami, z której jego sąsiad wybrał sobie obcęgi, śrubokręt, młotek oraz dłuto, po czym zapłacił i poszedł.
„Nie każdy z nas ma cztery dni na zrobienie swoich zakupów”, przypomniał sobie dopiero co usłyszane słowa.
Jeżeli to prawda, to znaczyło, że więcej jest takich potrzebujących, dla których mógłby sprowadzać narzędzia z sąsiedniego miasteczka.
W czasie następnej podróży postanowił zaryzykować i na zakup narzędzi przeznaczył większą kwotę z odszkodowania. Uznał, że dzięki temu może zyskać na czasie, unikając częstego podróżowania.
W sąsiedztwie szybko rozeszła się wieść i wielu zrezygnowało z wyruszania w podróż po swoje zakupy.
Raz w tygodniu były portier, a obecnie sprzedawca narzędzi, odbywał podróż w celu zakupienia tego, co zamawiali jego klienci. Szybko doszedł do wniosku, że gdyby posiadał miejsce na składowanie narzędzi, mógłby sobie zaoszczędzić kilku podróży, a tym samym zarobić więcej. Wynajął więc lokal.
Następnie poszerzył wejście do magazynu, a parę tygodni później zrobił wystawę. W ten sposób z wynajętego pomieszczenia powstał pierwszy w miasteczku sklep z narzędziami.
Zadowolił tym wszystkich mieszkańców, którzy teraz sami na miejscu mogli kupić to co potrzebowali. Dojazdy też się skończyły, gdyż zyskał miano dobrego klienta i właściciel sklepu z sąsiedniego miasteczka dostarczał mu składane zamówienia.
Z czasem zaczęli zjeżdżać się do sklepu mieszkańcy z odległych wiosek, unikając w ten sposób dwóch dni więcej na podróż.
Pewnego dnia wpadł na pomysł, że przecież jego znajomy, który był tokarzem, mógłby produkować dla niego obuchy do młotków. A później.... Czemu nie? Także obcęgi, dłuta, gwoździe i śrubki.
Żeby już za bardzo nie przedłużać, powiem ci tylko, że w ciągu dziesięciu lat człowiek ten dzięki uczciwej i rzetelnej pracy stał się niezwykle bogatym wytwórcą narzędzi. Został największym przedsiębiorcą w całej okolicy.
Był tak zamożny, że z okazji rozpoczęcia roku szkolnego postanowił zbudować szkołę. Poza nauką czytania i pisania miano w niej uczyć sztuki i rzemiosł najbardziej popularnych w tamtych czasach.
Dyrektor szkoły i wójt miasta zorganizowali wielki festyn inaugurujący otwarcie nowej szkoły, a także wydali wspaniałą kolację na cześć jej fundatora.
Przy deserach wójt wręczył mu klucze do miasta, a dyrektor uścisnąwszy go, powiedział:
- Z wielką dumą i wdzięcznością mamy zaszczyt poprosić was o wpis do księgi nowej szkoły.
- Zaszczyt to dla mnie – odpowiedział – Myślę, że nie pragnąłbym niczego więcej, jak móc się wpisać do waszej księgi, ale nie umiem czytać ani pisać. Jestem analfabetą.
- Wy? – z niedowierzaniem zapytał dyrektor. – Nie umiecie czytać ani pisać? Zbudowaliście przemysłowe imperium nie umiejąc czytać i pisać? Jestem zdumiony. Zastawaniem się, co byście zrobili, umiejąc czytać i pisać...
- Mogę wam odpowiedzieć – odparł ze spokojem. – Gdybym potrafił czytać i pisać.... byłbym portierem w domu publicznym!